Wodewil; czerwiec 2020;

To co jest brudne, szalone, niebezpieczne. Wije się w spazmach, poza obszarem widzialności. Jest jednak bardzo blisko, zaraz obok, w każdym miejscu. Porusza się w czasie. Za nic ma znaczenia. Za nic ma kulturę. Za nic ma człowieka. Myślę, że wygląda jak dziecko, że mogłoby je przypominać, gdyby miało przybrać ludzką formę. Coś, co jest w stałym zawieszeniu, w procesie, który nie może dobiec końca. To coś czyha. Jest ohydne. Niezrozumiałe i nic nie rozumie. Jest po nic i w tej bezcelowości tkwi pewnie cała groza.

Po całodziennym maratonie teleobecności czuję się multifabularnie. Wieczorem poziom ekscytacji sięga zenitu. Dziwne podniecenie i podróże w czasie bez poruszania się z miejsca. Konspiracja, w której uczestniczy wielu, a z której ostatecznie jakby nic nie wynika.

    - Czy widziałaś dzisiejsze nagłówki?

    - Jeden rzucił mi się w oczy. Pierwszy o psie, który po śmierci właściciela regularnie odwiedzał miejsce jego spoczynku na cmentarzu. Suka. Nie uwierzysz, pracownicy cmentarza musieli zainterweniować!  Takie tam, zaraz pod tym bardzo zagadkowy nagłówek: Nie uwierzysz jaki sekret wyznał jej bezpański pies! 

    - Jaki?

    - Nie wiem, zasnęłam. Przypomniał mi się wtedy ten numer Bułhakowa z gadającym psem. Znowu miałam te fantastyczne sny o budowli, z której nie ma wyjścia. Sen ostatnio miesza mi się z rzeczywistością. Wszystko mi się miesza. Całymi dniami gadam przez telefon i przez to czuję, że jestem wszędzie i nigdzie. Jak u ciebie?

    - Bez zmian.

I też czytam na wirtualnej rolecie ambitny cytat: Nigdy nie jest za późno by stać się tym, kim chcemy. Przewijam go uparcie, kilka razy, i nie wiedzieć czemu cały czas odczytuję go jako: Nie zawsze jest za późno by stać się tym, kim chcemy. Myślę sobie, że przecież nie zawsze byłam takim sceptykiem. Pozwól się rozczarować. 

Dalej na rolecie, jakaś modna księgarnia apeluje: Ludzie to nie książki. Pamiętaj, trzymaj dystans!
To jest coś, z czym w zasadzie miałam zawsze problem. Dlaczego by nie traktować ludzi jak książki?
I tak najbardziej wciągają mnie zawsze te filmiki instruktażowe z malowania paznokci. Którego malarza to nie wciąga? Widzę dwudziestą czwartą płytkę pokrywaną różnymi rodzajami lakierów, proszków, nawet zatapiane skrzydełka muszek. Wyobrażam sobie je wszystkie równocześnie, wielokanałowy montaż atrakcji i przemiany. Czy wiecie, że doklejaną płytkę paznokcia można przedłużyć za pomocą włosia szczoteczki do zębów? 

Od jakiegoś czasu próbuję rozliczyć PIT.  

Masz numer dwa w kolejce do połączenia z konsultantem. Dziękujemy za cierpliwość. Tururururururu.
Jesteś pierwszą osobą w kolejce do połączenia z konsultantem. Dziękujemy za cierpliwość.

Tururururururu.

Parararapam pam pam. Tam tam.

    - Dzień dobry. Nazywam się XY i dzwonię w sprawie rozliczenia podatkowego za bieżący rok.
Z przykrością stwierdzam, że nie otrzymałam od Państwa stosownych dokumentów.

Pam pam pam pam.

Jesteś pierwszą osobą w kolejce do połączenia z konsultantem. Dziękujemy za cierpliwość.

Pam pam. Tururururururu.

    - Halo? Tu mówi Iwan. Iwan Bezdomny, z domu wariatów.

Kiedy zapada zmrok brudna podłoga i zakurzone meble przestają mi tak przeszkadzać i ostatecznie mogę zająć się czymś bardziej sensownym niż ganianiem ze szmatą po mieszkaniu. Kończę na dziś
z telefonami, chociaż na ogół to wieczór sprzyja długim rozmowom. Ekran monitora rzuca na moją twarz jasne światło. Obserwuję ją w lustrze, które mam ustawione w taki sposób, aby móc przyglądać się sobie, gdy pracuję. Tak jakbym cały czas upewniała się, że ja to ja. Że rzeczywiście tu jestem. Zapisuję kilka zdań, aby znów się przejrzeć. Co, ty naprawdę tak myślisz? Od jakiegoś czasu pracuję nad tekstem, którego nie potrafię skończyć. Powoli zaczynam nawet nadawać tej nieudolności jakieś metafizyczne znaczenie. Dlaczego tak jest? Ostatecznie wszystko można wytłumaczyć niepojętym,
a niepojęte staje się najlepszym uzasadnieniem. Dmucham w butelkę, odkładam ją na bok i stukam palcami po klawiaturze. Tak jakby to miało coś zmienić. Co to, kurwa, rozgrzewka? Niespodziewanie rozbrzmiewa domofon. Umówiłam się i zapomniałam o tym. Myślę, już po mnie, ale tak, wstaję
i biegnę wcisnąć guzik zwalniający blokadę drzwi. Mój gość gramoli się po schodach i dyszy. Zostawiam otwarte drzwi do mieszkania i wracam do swojego stanowiska pracy. Zapisuję, teraz zupełnie nerwowo, kilka kolejnych zdań. Wiem, że to bezsensu i zaraz je skasuję, ale wydaje mi się,
że tak to będzie jakoś lepiej wyglądać. Mój gość staje już w progu. Patrzy na mnie, a ja na niego.
Patrzy na butelkę, a ja wystukuję takt klawiaturą.

    - Co to jest?- pyta.

    - To jest cudowny wynalazek ludzkości. Widzisz, piwo bezalkoholowe - dukam.

Przygotowywałam sobie te zdanie w głowie, gdy tylko usłyszałam dźwięk domofonu i chciałam wypowiedzieć je z pełnym przekonaniem. Jak to co? No piwo, piwo bezalkoholowe. W zasadzie przygotowałam je sobie stojąc przed lodówką w sklepie i wybierając ów wynalazek. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś pytał. W każdym pokoju w mieszkaniu zapalone są światła z wyjątkiem tego,
w którym akurat siedzę. Chcę jakoś zareagować, coś dodać, ale na jedyne na co mnie stać to głupkowaty uśmieszek. Moja suka biega i szczeka. Cieszy się z wizyty. Mój gość nie wygląda na zadowolonego. Powoli ściąga buty, bez przekonania.

    - A czy ten cudowny wynalazek ludzkości nie jest początkiem jakiejś nowej przygody?

    - Ależ skąd!- wyrywa mi się. Takie teatralne i jeszcze głupsze niż ten uśmieszek.

Pociągam demonstracyjne jeden długi łyk i prezentuję mu etykietę, na odległość. Zastanawiam się, dlaczego nie produkują wódy bezalkoholowej? Jakie by to było bezcelowe. Jakie to by było. Poczuj jeszcze raz smak swojej porażki, ale bezpiecznie, bez procentów. Myślę też, że od jakiegoś czasu sama wypalam przed monitorem taki kocioł z wódą bezalkoholową. Niby jest jakiś posmak, coś jest na rzeczy, ale to wszystko martwe i bez wigoru. Truchło.

Destylowanie odbywa się w następujący sposób: w kotle ogniowym A zacier działaniem podpalonego ognia zaczyna wrzeć, i wydaje parę złożoną z cząstek spirytusowych, wodnych, klejnych, oleju swędnego i kwasu octowego; para ta dostaje się przez czapkę B do alembika zawierającego wódkę 16stopniową; ciągły przepływ gorącej pary z wrzącego zacieru doprowadza do wrzenia wódkę 
z alembiku. Części spirytusowe będące w parze z zacieru rozwiniętej, łączą się z częściami spirytusowemi wódki wódki w alembiku się ulatniającej, i wzmacniają się tem samem czyli rektyfikują; cząstki zaś octowe, klejne, oleju swędnego i wodniste pozostają prawie ze wszystkim w alembiku; nowa para prowadząca ze sobą wiele części spirytusowych unosi się z alembika, dostaje do wężownicy E w wygrzewaczu chłodny zacier zawierającym, tu zgęszcza się, dalej spuszcza do wężownicy EE w trubniku, ¹gdzie jeszcze bardziej zgęszczona ciągłym przepływem zimnej wody, odchodzi od spustu już jako wódka 24 i 25stopniowa, potem coraz słabsza, która mieszając się z poprzedzającą mocniejszą, 
da nareszcie pewną ilość wódki 20stopniowej.¹

Sytuację trwają, a poczucie multifabularności się pogłębia. Zasypiam w pociągu. Mam dziwny sen. 

W wagonie bez przedziałów znajduje się taka czworoboczna wanna, z racji czego dwa rzędy siedzeń musiały zostać usunięte. Pasażerowie zajmują miejsca przy oknie, to niezbędne, aby utrzymać należyty dystans. Obecnie nie da się podróżować bez miejscówki. Twarze mają w większości zakryte, albo też zakrycia twarzy zwisają gdzieś w okolicy twarzy. W tym, można powiedzieć, nie ma nic niezwykłego. Tymczasem ja siedzę w wannie. Jestem naga, a moje ciało zanurzone jest w purpurowym płynie. Tak, w płynie - to jest gęste i dziwne, ale nie jak galareta. To jak trochę gęstsza woda, może nawet nie gęstsza tylko cięższa. Skąd się wzięła purpura? W wagonie pojawia się mój śląski listonosz. Mówi, że to niedorzeczne. A ja mu na to: tak, ale zapłaciłam za to. 

    - Bilety do kontroli!

Budzę się w innym miejscu. Minął jakiś tydzień, a obostrzenia w PKP rozmyły się w praktyce. Siedzę teraz w ciemnym, przepełnionym przedziale. Człowiek obok człowieka. Czuję się jakbym uczestniczyła w jakiejś dziwnej grze. Na cały przedział tylko jedna osoba ma na twarzy maskę. 
Reszta ściąga i zakłada, zakłada i ściąga; i obserwuje sąsiadów: i co teraz zrobisz? I tak siedzimy bardzo blisko siebie, dotykamy się. Oglądam galerię mężczyzn, czterech. Dwóch z obu moich stron i obu na przeciw. Obok tych na przeciw siedzi młoda kobieta, wciśnięta w szybę przedziału; rzuca mi porozumiewawcze spojrzenia. Ja nie reaguję, być może to niedobre, ale w tej sytuacji nie solidaryzuję się z nią w jej niezadowoleniu. Sama mam tak rozwalone nogi na boki, że mam je prawie na kolanach współpasażerów. Nie jest to żaden akt perwersji (chociaż może podświadomie chciałabym aby tak było), to zwykły brak miejsca na bagaże, które przewożę z powodu tego braku - między nogami. Godziny mijają tak bez słów, i myślę, że tak jest lepiej. Najgorsze są te próby rozładowania napięcia niezobowiązującą rozmową o niczym. Atmosfera, rzeczywiście, jest napięta. Pociąg jest przepełniony, ale ludzie bardzo różnie na to reagują. Każdy ma inne zdanie na temat obostrzeń. Słyszymy nieustające dyskusje w przedziałach obok. To zniewagi, to słowa uznania. Zaraza jest. Zarazy nie ma. Co jakiś czas dobiega nas krzyk konduktora. 

    - Gdzie Państwa maski?! Jak chcą Państwo ze mną jechać, to proszę ubrać maski! Jak nie - wysiadać! 

    - WYSIADAĆ!

Dwójka młodych konduktorów z uporem maniaka kontroluje twarze. W pewnym momencie orientuję się, że w tym całym ambarasie nikt nie pyta już o bilet. Siedzimy i oczekujemy, bo krzyki zbliżają się. Pierwszy wyciąga maskę chłopak po mojej prawej stronie. Młoda kobieta zasłania twarz kurtką. 
Też zakładam. Jest duszno i od kilku godzin siedzimy w ścisku, ale nie chcę awantury. Starszy kulturysta, który od początku ma maskę, na którego zresztą bez przerwy upada mi statyw od aparatu, ściąga maskę. Ściąga maskę w momencie, gdy młody konduktor otwiera przedział. Cała reszta zakłada maski. 

    - Gdzie maska?

    - Nie mam - odpowiada Kulturysta i ta odpowiedź okazuje się wystarczająca. Ta i podobne dotychczas nie były, ale tym razem siadło. 

W sąsiednim wagonie trwa dyskusja. 

    - Założyłby Pan, na pięć minut, albo chociaż jak patrzę. 

Przypomina mi się zabawa w raz, dwa, trzy... Baba jaga patrzy! Zaraz po kontroli masek wychodzę na korytarz. Nie widzę tego, ale równocześnie Kulturysta zakłada z powrotem maskę i cały spryskuje się płynem antybakteryjnym. Na korytarzu też tłok. Ludzie stoją albo kucają. Żaden nie siedzi na podłodze, a ci co stoją ostrożnie obchodzą się ze wszystkim dokoła. Jak wiadomo, toalety znajdują się po obu stronach wagonu. Z jednej strony jednak konduktor zawraca pasażerów. Drugi, oparty o szybę, szykuje kartkę z napisem "NIECZYNNE". Dlaczego? Mamy dwóch zaaresztowanych. Dwóch młodych chłopaków stanowczo odmawiało założenia masek, dlatego w tej chwili ich miejsce jest w kiblu. 
Nic nie myślę, patrzę przez okno. I jedziemy dalej. 

¹ Ferdynand Neuhof, O wypalaniu wódki. Z dziewiącią litografowanemi rycinami rozmawitych aparatów gorzelnianych, Lwów, 1838, [data dostępu:18.06.2020]



 


























Komentarze

Popularne posty